Breaking news
Zapraszamy do współpracy w 2024 r.! Po więcej informacji skontaktuj się z nami mailowo: [email protected]

Bezpieczeństwo kosztowało, kosztuje i będzie kosztować – mówi płk Andrzej Kruczyński, Wiceprezes Instytutu Bezpieczeństwa Społecznego, były oficer GROM-u i wieloletni szef bezpieczeństwa Stadionu Narodowego w Warszawie.

 

Andrzej Kruczynski IBS

płk Andrzej Kruczyński,
Wiceprezes Instytutu Bezpieczeństwa Społecznego

Rozmawiała: Izabela Żylińska

 

Scenarzyści i pisarze prześcigają się w pomysłach na możliwe formy ataków na infrastrukturę krytyczną państw, w tym m.in. infrastrukturę elektroenergetyczną. Czy w czasach pokoju powinniśmy te wizje wziąć do serca i zacząć bać się o bezpieczeństwo fizyczne KSE? Czy istnieje realne zagrożenie takim atakiem terrorystycznym w Polsce?

Potencjalne scenariusze zdarzeń niebezpieczniejszych zawsze powinny być brane pod uwagę. Historia pokazuje, że różnego rodzaju incydenty miały już miejsce na świecie. Nie zawsze jednak się nimi chwalono.

Obecna technologia umożliwia łatwe przeprowadzenie ataku na infrastrukturę krytyczną, w tym infrastrukturę elektroenergetyczną, którego efekty mogą być bardzo kłopotliwe dla przemysłu czy obywateli. Terroryzmu XXI wieku stał się dużym wyzwaniem dla energetyki. W związku z tym osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo w spółkach energetycznych powinny na bieżąco analizować prawdopodobieństwo wystąpienia zagrożeń i ich skutków, aby w przyszłości stawić im czoło. Należy opracowywać koncepcje, strategie, możliwe scenariusze rozwoju niepożądanych zdarzeń, aby cały czas trzymać rękę na pulsie. I to niezależnie od tego, czy to „coś” złego kiedyś się wydarzy czy nie.

Kto i w jakim celu mógłby zaatakować naszą krajową energetykę?

Życie pisze bardzo różne scenariusze. To, że mamy obecnie jakiś potencjalny spokój, to nie znaczy, że za miesiąc, dwa, czy pół roku, sytuacja w jakiś sposób nie rozwinie się. Wystarczy spojrzeć na to, co aktualnie dzieje się po wyborach u naszego sąsiada. Należy pamiętać, że Polska obecnie boryka się z epidemią koronawirusa, która przysparza nam bardzo dużo problemów. Gdyby nałożyły się na to inne niekorzystne wydarzenia, jak zmniejszenie produkcji w zakładach przemysłowych i spadek produktu krajowego brutto, to obniżylibyśmy dodatkowo nasz potencjał, a to doprowadziłoby do kolejnych, negatywnych zdarzeń. Myślę, że nasz sąsiad z kierunku wschodniego mógłby być również bardzo zainteresowany taką sytuacją.

Najlepszą metodą na przewidywanie przyszłości jest jej tworzenie, analiza, wybieganie krok do przodu. Nie jest tajemnicą, że ten zły, i to niekoniecznie terrorysta, ale zwykły chuligan, może spowodować bardzo dużo nieszczęścia. W końcu nawet głupi wybryk może skutkować zdarzeniami, których konsekwencje będziemy ponosili przez kolejne tygodnie czy nawet miesiące.

Jakie formy mogą przyjąć działania paramilitarne pod kątem ataku na energetykę?

Technika bardzo się rozwinęła i możliwości są przeogromne. W ostatnich latach na rynku wojskowym i cywilnym królują drony. To bardzo sprytne urządzenia, które mogą przysporzyć wiele problemów. Kosztują niewielkie pieniądze: od kilkuset do kilkunastu tysięcy złotych. W rękach naprawdę zaprawionego w boju terrorysty stanowią niebezpieczne narzędzie. Do drona można przymocować różne urządzenia, nie tylko kamery. Wyobraźmy sobie, że ktoś kto ma złe zamiary, drukuje sobie na drukarce 3D pistolet, którym jest w stanie oddać kilka, kilkanaście strzałów, i montuje go na takim bezzałogowcu. Kolejny przykład: drony kojarzymy z czymś co lata, co przemieszcza się na dużych wysokościach, ale do ataku może być zastosowana hybryda, która przepłynie kilkadziesiąt metrów w przeszkodzie wodnej, wzbije się nad płot, potem przy użyciu kół wtoczy się w określone miejsce bez namierzenia, a następnie uniesie się na konkretną wysokość, aby w krytycznym miejscu infrastruktury założyć niewielki materiał wybuchowy.

Jeśli ktoś wie co i jak zrobić, może przysporzyć energetyce sporo problemów.

Czy polska energetyka jest zabezpieczona przed celowymi aktami terrorystycznymi? Która instytucja bada takie potencjalne zagrożenie?

W związku z moim doświadczeniem zawodowym, kilkukrotnie zostałem powołany przez NIK na eksperta, którego zadaniem było sprawdzenie poziomu zabezpieczeń w przedsiębiorstwach zarządzających infrastrukturą elektroenergetyczną. Podczas takich kontroli nieraz widziałem, jak wygląda przygotowanie firm na zagrożenia z tej najwyższej półki, jakimi są akty terroryzmu. Poziom różnił się w zależności od kontrolowanego miejsca.

Infrastruktura krytyczna musi być przygotowana na zdarzenia, których zakres jest przeogromny. Biorąc to pod uwagę, każda instytucja odpowiedzialna za infrastrukturę krytyczną ma pewne, mniej lub bardziej realistyczne plany, jak im przeciwdziałać. Musimy pamiętać, że ten zły, terrorysta, na przeprowadzenie ataku wybiera moment dogodny dla siebie i nie będzie czekał, aż przygotujemy się jak najlepiej do obrony. Zagrożenia powstające w XXI wieku to żywy twór, który wciąż się zmienia. Trzeba na bieżąco kontrolować instytucje odpowiedzialne za działanie infrastruktury elektroenergetycznej, czyli posiadane przez nie procedury czy wyposażenie w ramach systemów ochrony.

Czy małymi nakładami można osiągnąć wysoki poziom bezpieczeństwa?

W bezpieczeństwo trzeba inwestować zarówno pieniądze, jak i czas. Współcześnie możliwości technologiczne są niemalże nieograniczone. Wszystko zależy więc od dobrej woli i chęci osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo i zarządzanie nim, w tym od prezesów i dyrektorów, ponieważ to oni dają zielone światło na tego typu działania. Jeśli ktoś nie inwestuje, nie szkoli, nie kupuje, nie testuje pewnych rzeczy, to nie powinien później dziwić się. To, że do tej pory się nic nie wydarzyło, nie oznacza, że taki stan będzie wciąż trwał. Również same deklaracje, że jesteśmy „przygotowani”, nie zmienią rzeczywistości. Osobiście wyznaję zasadę gruntowności ,,niewiele, ale dobrze”.

Kto w spółkach energetycznych przygotowuje procedury bezpieczeństwa? Czy są to osoby, które mają faktyczne doświadczenie, tak jak Pan, czy raczej teoretycy?

W Polsce mamy bardzo dużo miejsc newralgicznych w ramach infrastruktury krytycznej. Nie wyobrażam sobie, aby świadomy zagrożenia prezes dużego zakładu zatrudniał jedynie teoretyków, powinni im towarzyszyć praktycy. Rzeczywistość jednak nie jest przychylna. Przez to, że w naszym kraju brakuje przygotowanych i przeszkolonych specjalistów od bezpieczeństwa, może być ciężko z obsadzeniem wszystkich kluczowych miejsc przez osoby posiadające najwyższe kwalifikacje. Jeśli zaistnieje tego typu sytuacja, należy poprosić o pomoc praktyków. Eksperci zewnętrzni czy służby, jak policja, straż pożarna, na pewno nie odmówią spotkania, aby przedyskutować zagadnienia czy przeprowadzić audyt i wydać opinię. W kwestiach bezpieczeństwa infrastruktury krytycznej należy łączyć siły, aby stworzyć procedury na najwyższym poziomie.

Gdyby mógł Pan doradzić osobom zajmującym się bezpieczeństwem, na co w szczególności zwrócić uwagę przygotowując się do zdarzenia kryzysowego, to co by to było?

Jestem praktykiem, który widział wiele nieszczęść. W ramach Jednostki Wojskowej GROM służyłem kilkanaście lat w różnych zakątkach świata. Miałem okazję działać także w naszym kraju. Nieraz analizowaliśmy możliwości pewnych zdarzeń w obiektach pod kątem wystąpienia tzw. ataku terrorystycznego. Pozyskiwaliśmy informacje, jak np. wejść do obiektu, jakie działania można w nim przeprowadzić, aby później nikt nie był zaskoczony, gdy coś złego się wydarzy. Od sytuacji kryzysowych niestety nie uciekniemy. Jeśli nie przygotujemy się na nie, nie będziemy prowadzić realnych ćwiczeń, to nasze szanse będą minimalne. Nawet, jeżeli będziemy przeprowadzać symulacje, to i tak nie ma 100% gwarancji, że z takiej sytuacji wyjdziemy obronną ręką. Treningi pozwolą nam jednak zminimalizować wystąpienie chaosu i paniki. Czekając na przyjazd odpowiednich służb, tzw. elementu wsparcia, czyli jednostek policyjnych, wojskowych czy antyterrorystycznych do likwidowania pewnych zdarzeń, będziemy wiedzieli, gdzie się przemieścić, co robić, jak się zachowywać. Pomoc nie zjawi się w razie potrzeby w 5, 10 czy 20 minut, ponieważ ten czas zależy od wielu elementów składowych, z pogodą włącznie. W momencie oczekiwania na przyjazd specjalistów, za sytuację na obiekcie będą odpowiadały osoby, które z ramienia przedsiębiorstwa zarządzają bezpieczeństwem, czyli agencja ochrony czy inne służby. I to właśnie oni muszą w tym kluczowym momencie wziąć na siebie zarządzanie sytuacją kryzysową – zapanować nad tą sytuacją, szybko przeanalizować to, co się stało, udzielić pomocy osobom poszkodowanym, poinformować służby i przygotować się na ich przyjecie, nie dopuścić do powstania paniki – czyli po prostu przejąć kontrolę nad całym zamieszaniem i zgodnie z wcześniejszymi opracowaniami realizować określone procedury. Dopiero po przybyciu specjalistycznych służb, będą mogli przekazać im odpowiedzialność i dowodzenie.

Aby przygotować się do tych kilkunastu minut sam na sam z agresorami, należy wcześniej odbyć treningi, przygotować realistyczne procedury, a co najważniejsze – sprawdzić to wszystko w działaniu. Osobiście widziałem wiele procedur wydrukowanych na kredowym papierze, z kolorowymi schematami działania. Jednak śmiem twierdzić, że gdyby je uaktywnić w sytuacji kryzysowej, poległyby już po drugim czy trzecim punkcie. Procedury muszą być w miarę proste do wykonania, a nie tylko ładnie wyglądać.

freeimage

Czy może Pan podać przykład wartego naśladowania podejścia do możliwości wystąpienia zagrożenia atakiem?

Kilka lat temu w Szczecinie odbyło się zakończenie regat The Tall Ships Races – impreza kilkudniowa, która skupiła kilkaset tysięcy ludzi. Jak miasto Szczecin przygotowało się na potencjalne zdarzenia? Podam kilka przykładów działań:

  • Do zabezpieczenia imprezy zaangażowano wszystkie służby.

  • Wyciągnięto wnioski ze zdarzeń, mających miejsce parę tygodni wcześniej u naszych sąsiadów, gdzie duży problem stanowiły ciężarówki, jakimi wjeżdżano na teren wydarzeń w celu staranowania ludzi. W Szczecinie postawiono zapory antyterrorystyczne, aby żaden samochód bez specjalnej przepustki nie mógł przez nie przejechać.

  • Zamontowano dodatkowe kamery, które monitorowały cały teren regat. Ustawiono nagłośnienie, którym przekazywano informacje dla gości. Przygotowano punkty przesiewowe do sprawdzania plecaków i punkty medyczne.

  • Na jednym ze szczecińskich mostów rozłożono system antydronowy, który miał czuwać i zabezpieczać, aby nic dziwnego nie pojawiło się w przestrzeni powietrznej wydarzenia. W przypadku wlotu w tę strefę nieupoważnionego obiektu był on neutralizowany.

Proszę zwrócić uwagę: organizatorzy miejskiego wydarzenia zadbali o coś takiego, jak system antydronowy. Jak wiadomo nie od dziś, drony pojawiają się na imprezach masowych. Można sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby nad taką imprezę masową przyleciał niewielki droniki i rozsypał kilogram mąki. Zapanowałaby panika i to bardzo tragiczna w skutkach.

Jeśli w takich przypadkach, jak eventy, pojawiają się specjalistyczne rozwiązania antydronowe, to niewyobrażalnym jest dla mnie, żeby na obiektach infrastruktury krytycznej związanej z energetyką nie było tego typu systemów. Część obiektów posiada już taką technologię, jednak powinna ona być stosowana w każdym newralgicznym miejscu.

Jak ważna jest skuteczna łączność podczas akcji, mających na celu zabezpieczenie infrastruktury bądź jej ochronę w trakcie ataku?

Łączność jest kluczowa. Jeśli jej nie ma, to nie ma żadnego zarządzania i działania. Służby policyjne czy wojskowe są świetnie przygotowane do zdalnego komunikowania się, a wykorzystywane rozwiązania są na najwyższym, światowym poziomie. Trzeba mieć na uwadze, że podczas ataku ta druga strona może chcieć zakłócić naszą łączność, ale my też możemy wpłynąć na to, aby terroryści nie mogli ze sobą porozumiewać się.

Gdy jednostka taktyczna przyjeżdża na obiekt i chce zacząć reagować, nie będzie tego robiła w odosobnieniu. Błyskawiczne podejmowanie działań możliwe jest dzięki współpracy, a do niej potrzebna jest komunikacja z osobami zajmującymi się na co dzień bezpieczeństwem obiektu. Bardzo często służby przywożą ze sobą dodatkowe radia i wyposażają w nie pracowników zakładu niezbędnych do sprawnego działania. Ważne jest, aby ktoś z ochrony wskazał drogę czy kluczowe miejsca w infrastrukturze, ponieważ nie zawsze dostępne są tzw. foldery budynków.

Czasami jednak możliwe jest korzystanie tylko z łączności dostępnej na obiekcie i dlatego również ona powinna być wysokiej klasy. Ciekawym przykładem takiego budynku jest Stadion Narodowy w Warszawie – potężna Klatka Faradaya.

Jak można polepszyć odporności systemu elektroenergetycznego na atak terrorystyczny?

Przede wszystkim nie wskazujmy publicznie miejsc newralgicznych w naszej infrastrukturze, ani sposobów jak je wyeliminować. Nie chwalmy się również rozwiązaniami, jakie mamy w portfolio, aby je chronić.

Polak mądry jest po szkodzie. Jednak my musimy sprawić, aby nie było tego pierwszego razu. Budujmy strategie, aby przeciwdziałać zdarzeniom. Musimy mieć takie zabezpieczenia, aby potencjalny agresor w trakcie planowania ataku doszedł do wniosku, że nie ma on sensu. Otoczkę tego, że jesteśmy świetnie przygotowani dadzą szkolenia personelu. Bądźmy gotowi na działanie, jak już coś się stanie. Stwórzmy plany na wypadek ataku, w których opiszemy, co kto będzie robił, jak należy wezwać pomoc i jak się zachowywać, gdy będzie ona w drodze. Minimalizujmy skutki złego zdarzenia, a później odtwórzmy szybko to, co funkcjonowało.

Infrastruktura elektroenergetyczna może ucierpieć również w wyniku przypadkowego zdarzenia, jak oblot dronem przez niedoświadczonego droniarza. Czy możemy zabezpieczyć się przed wszystkimi tego typu sytuacjami?

Złych zdarzeń, jakie mogą nas spotkać jest bardzo dużo. Można być super ekspertem, ale wszystkiego nie przewidzimy. Należy przygotować się na te najpoważniejsze sytuacje, a w ramach prewencji obserwować inne. Czujność zawsze powinna być zachowana. Nie zawsze incydenty są wynikiem świadomych działań. Przykładowo dzieci bawiące się dronem nie muszą zdawać sobie sprawy z tego, że wlot na teren obiektu energetycznego jest niedozwolony i może skończyć się źle. Trzeba uświadamiać społeczeństwo i przyzwyczajać je do pewnych standardów. Bez edukacji któregoś dnia możemy się zdziwić.

Energetycy powinni pamiętać, że jeśli coś dzieje się na ich terenie, to ma to być na ich zasadach, ponieważ to oni tam rozdają karty. Natomiast, żeby rozdawać te karty, muszą być proaktywni – informować, kontrolować raz na jakiś czas swoją infrastrukturę. Działania powinny być skuteczne, ale nie do końca czytelne dla osób z zewnątrz. Muszą być nieszablonowe, niestandardowe, tak, aby nie dawały agresorom odpowiedzi na pytania: Jak mogę działać? Co mam zrobić? Ciekawą metodą jest postawienie się w roli potencjalnego bandyty. Zastanowienie się nad tym, jak mógłbym zadziałać, gdybym chciał zrobić coś złego u mnie w zakładzie? Po takiej gruntownej analizie od razu wiemy, gdzie mamy newralgiczne miejsca, dziury, z którego kierunku najlepiej zaatakować. Te słabe punkty trzeba zabezpieczyć zgodnie z planami. Powstaje tzw. siatka ryzyka, czyli opis tego, co może się wydarzyć. W kolejnym kroku informujemy przełożonych o potencjalnych ryzykach i możliwych formach przeciwdziałania, aby zdobyć pieniądze w celu uszczelnienia systemu. Analiza powinna być procesem ciągłym. Przykładowo za pół roku może okazać się, że pojawiło się nowe zagrożenie, jak opcja ataku z dronów zarówno takich małych, jak i tych co mogą udźwignąć kilkadziesiąt kilogramów, i znów należy zaktualizować system bezpieczeństwa.

Ochrona to permanentne szkolenia i inwestycje w ludzi, w nowe technologie. Wysokość wkładu finansowego w zabezpieczenia jest nieporównywalnie niska do wysokości strat, jakie możemy przynieść w wyniku skutecznego ataku na infrastrukturę krytyczną.

Czy zawsze musi to być atak terrorystyczny lub incydent, aby było źle?

Na całe szczęście w Polsce nie doświadczyliśmy jeszcze typowego ataku terrorystycznego, który zachwiałby dostawami energii elektrycznej do domów czy przedsiębiorstw, ale raz na jakiś czas dotykają nas inne problemy. Wystarczy, że przejdzie trąba powietrzna czy huragan, które spowodują zniszczenia, pozrywają linie energetyczne. Każdy z nas zdaje sobie sprawę, jak uciążliwy jest brak prądu przez kilka minut. A co byłoby gdyby zabrakło go np. na tydzień lub dłużej? Mógłby ziścić się czarny scenariusz, w którym obywatele zareagowaliby w naprawdę negatywny sposób. Na to też trzeba się przygotowywać.

Wracając do tematu dronów, czy energetycy powinni niepokoić się wzrastającą liczbą tego typu urządzeń na polskim niebie?

Nic nie zwalnia nas z przygotowania się na potencjalne incydenty przy użyciu dronów. Podkreślę jeszcze raz, że nie chciałbym, aby Polak był mądry po szkodzie. Może i są to cudowne urządzenia, które potrafią wspomóc różne służby, jak przykładowo ratowników nad Morzem Bałtyckim, jednak bezzałogowcami można narobić naprawdę dużo kłopotów.

Nieraz spadało nam coś z nieba – nie tylko samoloty czy śmigłowce cywilne, ale też i sprzęty wojskowe. Tych niemiłych i tragicznych w skutkach doświadczeń było wiele, a my wciąż dyskutujemy w kwestii instrukcji HEAD i regulacji. Co ma się jeszcze w Polsce wydarzyć, aby ktoś przyjął za pewnik, że występują sytuacje, do których trzeba przyłożyć wagę? Jeśli jestem prezesem czy dyrektorem świadomym zagrożeń XXI wieku, to wspieram swoich ludzi w działaniach, a nie opowiadam, że w Polsce nic się jeszcze nie wydarzyło, albo że u mnie w firmie nie ma miejsc podatnych na atak z użyciem drona. Jeśli zarządzający nie mają takiej świadomości, to pracownicy odpowiedzialni za bezpieczeństwo powinni systematycznie bombardować swoich przełożonych osobistymi wizytami czy e-mailami w celu poinformowania ich o potencjalnych zagrożeniach i sposobach zażegnania. Może za pierwszym czy drugim razem nie zostaną wysłuchani, ale przy n-tym razie z kolei szef powinien zainteresować się tym, co mają mu do przekazania. W ostateczności, gdyby doszło do incydentu i zaczęto szukać winnego, to taki pracownik ma zawsze podkładkę, że zgłaszał problemy do zarządzających.

Bezpieczeństwo kosztowało, kosztuje i będzie kosztować jeszcze więcej. Jeśli zrezygnujemy z inwestowania, to tylko kwestia czasu, jak coś się wydarzy. Uważam, że spółki energetyczne stać na to, aby wytoczyć armaty i świetnie się przygotować. Może kiedyś to do nas będą przyjeżdżały delegacje z różnych zakątków świata i to my będziemy podpowiadać, jak się zabezpieczyć? Dlaczego to my zawsze mamy się uczyć? Niech te role się w końcu zmienią. Spójrzmy na GROM, w którym służyłem kilkanaście lat. To teraz do GROM-u pukają inne światowe jednostki i proszą o trening. Chcą trenować z GROMEM ponieważ jest marką. Niech polska energetyka też będzie taką marką w swojej branży.

Czy słyszał Pan o istotnych incydentach z dronami za granicą lub w Polsce?

Osobiście takie sygnały miałem, ale oczywiście nikt tym oficjalnie, wszem i wobec nie pochwali się. Byłoby skrajną głupotą odkrycie się i pokazanie, że można zrobić coś złego i to przy niewielkim nakładzie sił i środków. Nie jest tajemnicą, że istnieją też tzw. naśladowcy. Każdy z nas pamięta „Światełko do nieba” w Gdańsku i incydent, jaki miał w trakcie niego miejsce – wyniku ataku nożownika ginie Prezydent miasta. Kilkanaście tygodniu później podobna sytuacja wydarza się w Siedlcach, gdzie również byłego Prezydenta atakuje nożownik. Na całe szczęście nie kończy się to tak tragicznie, jak w Gdańsku. Dlaczego agresor zaatakował? Bo widział obrazki z Gdańska i doszedł do wniosku, że to „fajny” sposób na zrobienie komuś krzywdy.

Jak możemy zabezpieczyć się przed celowymi lub przypadkowymi incydentami przy użyciu dronów?

Na rynku są firmy, które specjalizują się w systemach antydronowych. Jednak przed zakupem konkretnego rozwiązania, trzeba je sprawdzać. Nie są one tanie i nie zawsze okazuje się prawdą informacja z oferty, jakoby system likwidował wszystko w promieniu iluś set metrów czy kilometrów. Jak słyszę o ptakach, które mają przechwycić takiego drona to spuszczam zasłonę milczenia. Podobnie w przypadku dwóch dronów latających z siatką w celu złapania trzeciego.

Jak więc możemy przetestować system antydronowy?

Umówmy się z dostawcą rozwiązania na jakimś poligonie i zamarkujmy możliwe zdarzenia. Do testu zaprośmy również fajnych droniarzy, którzy mają pojęcie o możliwościach bezzałogowców. Nie jest tajemnicą, że dron może pędzić z prędkością kilkudziesięciu kilometrów na godzinę, zrobić swoje i odlecieć. Sprawdźmy fizycznie, co deklarują panowie z danej firmy – czy jest to prawda, czy ściema. Najważniejsze, abyśmy uniknęli wydania dużych pieniędzy na coś, co nic nie robi. Nie udawajmy, że nasz obiekt jest chroniony, tylko go chrońmy. Minimalizujmy prawdopodobieństwo złych sytuacji, a nie kreujmy sami sobie nowe. Dbając o jakość rozwiązań chroniących naszą infrastrukturę krytyczną, stworzymy nie tylko bezpieczeństwo i komfort pracy, ale też unikniemy wstydu.

Dziękuję za rozmowę.

 

 

© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy ARTSMART Izabela Żylińska. Więcej w
Regulaminie.

 

fot.: freeimage / chundy tan